Pewna pani dyrektor pyta rodziców, którzy przychodzą zapisać dziecko do szkoły, czy ich pociecha samodzielnie nosi plecak do przedszkola. Twierdzi, że każda odpowiedź dostarcza jej wielu informacji o podejściu rodziców do wychowania, o ich stosunku do dziecka, a nawet o postawie samego dziecka. Pani dyrektor ma dużo racji. Odpowiedzi na to proste pytanie rzeczywiście pokazują, czy opiekunowie pozwalają dziecku na samodzielność, czy też przytłaczają je nadmierną opieką i troską.
O tym, jakie zadania i kiedy można powierzać dzieciom, rodzice szeroko dyskutują w gabinetach psychologów, placówkach edukacyjnych czy na forach internetowych. Często pojawia się pytanie, czy w ogóle dzieciom powierzać jakiekolwiek obowiązki. Dla wielu rodziców pozwolenie dziecku na samodzielność to bariera nie do przejścia. Efekty tego widać na co dzień.
9-letnia Gosia wychodzi z klasy i władczo wskazuje ojcu róg sali: „Plecak jest tam”.
8-letni Emil przed każdym wyjściem na plac zabaw chce, żeby nauczycielka zawiązała mu buty. Zapytany, czy nie potrafi sam tego zrobić, odpowiada, że potrafi, ale mama zawsze mu wiąże.
10–letni Mateusz oznajmia nauczycielce, że nie może pracować, ponieważ mama źle mu spakowała tornister.
12-letnia Marika nie sprząta swojego pokoju, nie ścieli też łóżka. Robią to rodzice.
Niektórzy rodzice są gotowi wyręczyć dziecko niemal we wszystkim – bo jest jeszcze małe, bo na pewno sobie nie poradzi, bo przecież oni od tego są itd. Są też gotowi usprawiedliwić każde zachowanie dziecka – wszystkich i wszystko wokół obarczają winą za jego niefortunne postępki, wypowiedzi, zachowania. Są gotowi stoczyć prawdziwą bitwę z całym światem, aby tylko ich mała, niewinna, delikatna pociecha mogła mieć wszystko, o czym zamarzy.
Niekiedy rodzice działają wręcz ekstremalnie. Na każdym kroku otulają dziecko emocjonalnymi perskimi dywanami, aby tylko je chronić. Czasami tak bardzo się starają, że zaczynają za dziecko działać, czuć, myśleć. Są gotowi wyręczyć je niemal we wszystkim – bo przecież samo nie zapnie kurtki, nie zawiąże szalika, nie zrobi dobrego rysunku, nie narysuje idealnych szlaczków.
Oczywiście są też ich kompletne przeciwieństwa. Tacy rodzice twierdzą, że są zbyt zajęci, że im nikt nie pomagał, że do wszystkiego musieli dojść sami, więc ich dzieci też muszą sobie poradzić. Zostawiają je samym sobie, a nawet dorzucają dodatkowe obowiązki, które nierzadko przerastają możliwości małych ludzi.
Odpowiedzialność według psychologii
O tym, że dziecko powinno uczyć się odpowiedzialności już od najmłodszych lat, wspominają w dwóch ważnych koncepcjach rozwoju psychologowie Robert Havighurst i Erik Erikson. Havighurst podzielił rozwój człowieka na sześć etapów i do każdego przydzielił zadania rozwojowe, które wszyscy powinniśmy wypełnić. Zależy od tego nie tylko nasze samopoczucie, ale też stopień akceptacji przez innych. Według tej koncepcji w stadium średniego dzieciństwa ważne jest między innymi kształtowanie nastawienia wobec samego siebie oraz niezależności osobistej – dokonuje się to m.in. przez dokończenie czynności, a także przeżywanie związanych z tym sukcesów i porażek. Rodzic nie może wykonać za dziecko zadań rozwojowych, choćby nawet bardzo chciał. Dziecko musi działać samo, doświadczyć zarówno rozczarowań z powodu źle zawiązanych butów, niekształtnych liter czy źle zrobionego zadania w zeszycie, jak i radości z powodu zapiętego samodzielnie swetra, doniesionego do szkoły plecaka albo pościeranego kurzu w pokoju.
Koncepcja Erika Eriksona zakłada, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za swój rozwój. Wyznaczył on osiem stadiów rozwojowych, z których każde wymaga wypełnienia określonych zadań psychospołecznych. W każdym stadium człowiek rozwiązuje konflikt i umiejscawia się na kontinuum pomiędzy przeciwnymi biegunami, z których jeden to pożądany kierunek rozwoju, a drugi to jego zaburzenie.
W koncepcji Eriksona dla kształtowania relacji rodzic–dziecko ważne są etapy drugi, trzeci i czwarty. Drugi etap obejmuje drugi oraz trzeci rok życia dziecka, a jego istotą jest konflikt autonomia a wstyd i zwątpienie. Dziecko wypróbowuje własne możliwości i samodzielnie poznaje otoczenie. Rodzic nie powinien go wyręczać i ograniczać, gdyż może spowodować utratę zaufania do siebie i swoich możliwości. Dziecko, które na tym etapie życia zbliży się do bieguna „wstyd i zwątpienie”, wykształci w sobie cechę bezradności i uległość wobec otoczenia. Główne zadanie rodzica to stworzenie dziecku odpowiednich warunków rozwoju, sytuacji dających szansę poznawania i ćwiczenia własnych sprawności, co pozwoli na rozwój woli i samokontroli.
Trzecie stadium, przypadające na wiek 3–6 lat, pozwala na rozwój inicjatywy lub poczucia winy. Dziecko w tym wieku zadaje mnóstwo pytań i eksperymentuje, a bawiąc się, wypróbowuje różnorodne role społeczne. Wspierane, chwalone, mające szansę na przejmowanie inicjatywy rozwija się prawidłowo, kształtuje w sobie orientację na cele i umiejętność samodzielnego działania. Krytykowane, oceniane negatywnie, wyręczane, zniechęcane czy zawstydzane zaczyna czuć się winne za każdym razem, gdy próbuje być samodzielne. Często się wycofuje, zniechęca, obwinia, a nawet karze.
Następny etap rozwojowy ważny z perspektywy kształtowania samodzielności to czas między 7. a 12. rokiem życia, w którym trzeba znaleźć swoje miejsce na kontinuum między biegunami pilności i poczucia niższości. Dziecko uczy się nowych rzeczy, eksperymentuje z tą wiedzą oraz różnymi narzędziami. Podlega ocenie autorytetów, porównuje się z kolegami. Chwalone i motywowane do działania czuje się kompetentne, zyskuje wiarę w siebie. Oceniane jako niezdolne lub wyśmiewane, ma coraz niższe poczucie własnej wartości.
Obie te koncepcje rozwoju człowieka pokazują, że dla dziecka ważne są: poczucie sprawstwa, możliwości działania oraz uzyskiwanie od otoczenia pozytywnej informacji zwrotnej na temat swoich poczynań.
Nadopiekuńczy rodzice
W świetle powyższych koncepcji rodzic nadopiekuńczy obawia się obciążenia swojego dziecka jakimikolwiek obowiązkami, nieustannie czuwa nad jego samopoczuciem, stara się chronić je na różne sposoby, wyręcza w każdej niemal sytuacji. W ten sposób zabiera mu możliwości rozwoju i zdobywania kompetencji w samodzielnym działaniu. Przeszkadza, a niekiedy uniemożliwia praktyczne testowanie nowych umiejętności. Ogranicza. Odbiera możliwość czerpania nauki z własnych doświadczeń. Uczy bezradności.
Dziecko przestaje się angażować, bo wie, że mama czy tata i tak pomoże. Czasem specjalnie robi coś byle jak lub dyskutuje przez godzinę, aż rodzic się zniechęci i wykona za nie pracę. Zaczyna oczekiwać, że zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to, co ono miało zrobić, lub uwolni je od stresującej sytuacji. Staje się bierne, a każda nowa sytuacja wywołuje w nim poczucie bezradności. Wtedy nie pozostaje mu nic innego, jak liczyć na pomoc rodzica. Pytanie, jak długo?
Wypełniając swoje obowiązki szkolne i domowe dziecko ma okazję do samodzielnego zmierzenia się z przeciwnościami, zdobycia doświadczenia, przekonania się o własnych możliwościach. Dlatego warto angażować je w wykonywanie drobnych zadań domowych, pozwolić na samodzielne przygotowanie pracy na konkurs plastyczny, odrobienie lekcji, spakowanie plecaka, wyniesienie śmieci.
Dlaczego rodzice próbują wyręczać swoje dzieci lub nie chcą nakładać na nie żadnych obowiązków? Za taką postawą stoją: poczucie winy, pragnienie ochronienia dziecka w każdy możliwy sposób, potrzeba bycia lepszym rodzicem niż własny rodzic, chęć oszczędzenia czasu, obawa przed zabraniem dziecku czasu na naukę, przekonanie, że jest ono zbyt małe i sobie nie poradzi, pragnienie oszczędzenia mu obciążeń i przykrości, jakim rodzice podlegali we własnym dzieciństwie.
Faktem jest, że czasem dorosłym wyjątkowo zależy na czasie, a pociecha zakłada buty przez pół godziny. Bywa, że nalewając wodę do psiej miski połowę rozleje naokoło, że ścierając kurz pozostawia smugi, że umycie zębów zajmuje jej wieczność. Czasami trudno zachować cierpliwość, ale mimo wszystko trzeba ją ćwiczyć. Powierzanie obowiązków i pozwalanie na samodzielność umożliwia dziecku nauczenie się samodyscypliny, szybkiego i sprawnego wykonywania rzeczy ważnych – np. wybór między zabawą z kolegą, oglądaniem telewizji a odrobieniem lekcji daje szansę zdobycia umiejętności ustalania hierarchii zdarzeń i zarządzania czasem.
Co dziecko może robić samodzielnie?
Rodzice często zastanawiają się, jakie obowiązki mogliby powierzać dziecku. Na to pytanie stara się odpowiedzieć Robert J. MacKenzie w swojej książce Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?.
Dwu- i trzylatki mogą już sprzątać po sobie zabawki i odstawiać je na miejsce, rozkładać na stole sztućce i talerze, pomagać przy karmieniu zwierząt domowych, układać zakupy na dolnych półkach. Warto też dawać im możliwość decydowania, choć w mocno ograniczonym zakresie, np. jakie spodnie chcą założyć: czarne czy brązowe.
Czterolatki podołają nakrywaniu do stołu, wkładaniu zakupów do lodówki. Są w stanie pomóc w ścieraniu kurzów, odkurzaniu, smarowaniu kanapek masłem czy regularnym karmieniu zwierząt domowych.
Pięciolatki mogą przygotować kanapki, nakrywać do stołu i sprzątać po posiłku, ścielić łóżko, wkładać brudne ubrania do kosza, odkładać czystą odzież do szafy, wiązać sznurowadła, samodzielnie się ubierać, wyjmować naczynia ze zmywarki.
Sześciolatki potrafią samodzielnie wybierać ubrania zależnie od pogody, podlewać kwiatki, przygotowywać pod nadzorem rodziców proste potrawy, odwieszać ubrania do szafy czy grabić liście, kąpać się samodzielnie w obecności opiekunów.
Siedmiolatki dadzą radę podlewać rośliny, przynosić zakupy, samodzielnie budzić się przy pomocy budzika.
Ośmio- i dziewięciolatki są w stanie umyć podłogę, utrzymywać czystość i porządek w szafach, wziąć samodzielnie kąpiel, systematycznie odrabiać lekcje bez przypominania, karmić młodsze rodzeństwo, odnosić brudne rzeczy do prania, samodzielnie segregować i wyrzucać śmieci.
Dziesięciolatki powinny dać radę zmienić pościel, obsłużyć pralkę, zrobić zakupy na podstawie listy, wywiązywać się z obowiązków bez przypominania, oszczędzać pieniądze i planować wydatki.
Jedenasto- i dwunastolatki poradzą sobie same w domu przez kilka godzin, skorzystają samodzielnie ze środków komunikacji publicznej, pomogą młodszemu rodzeństwu w ubraniu się, skoszą trawnik, wyczyszczą kuchenkę, samodzielnie odrobią lekcje bez przypominania.
Czas na domowe obowiązki
Co jednak zrobić, aby dziecko przynajmniej spróbowało wypełnić te obowiązki, które rodzice w końcu zdecydują się mu powierzyć? Po pierwsze, ważne jest, aby jasno przedstawić oczekiwania wobec córki czy syna. Zanim dziecko zacznie wypełniać swoje obowiązki, musi dokładnie wiedzieć, co ma zrobić. Nie wystarczy polecenie „Posprzątaj pokój”. Dla dziecka może to oznaczać włożenie ubrań do szafki, a dla dorosłego zaścielenie łóżka, starcie kurzów, ułożenie książek na półce. Po drugie, ważne jest dokładne określenie czasu wykonania obowiązku i pilnowanie go. Możliwy jest tu ograniczony wybór, np. „Wolisz posprzątać pokój po powrocie ze szkoły czy po zjedzeniu podwieczorku?”. Po trzecie, trzeba wyraźnie przedstawić konsekwencje zaniedbania obowiązku, np. nieposprzątanie pokoju oznacza odroczenie oglądania telewizji aż do czasu zrobienia porządku. Po czwarte, egzekwowanie wykonywania obowiązków musi być konsekwentne – gdy pokój nie jest posprzątany, a dziecko mimo to ogląda telewizję, konsekwentny rodzic wyłącza odbiornik i nakazuje uporządkowanie pokoju.
Zdarza się, że wyznaczone zadania przerażają dziecko. Jak mu pomóc? W takiej sytuacji zadaniem rodzica jest przede wszystkim wsparcie w rozplanowaniu zadania. Za pierwszym razem na pewno warto też pokazać, jak należy wykonać zadaną pracę. Trzeba również pamiętać, że na czynność, która rodzicowi zajmie pięć minut, dziecko może potrzebować pół godziny. I najważniejsze: trzeba umiejętnie chwalić. Prosty wzór to opis plus uczucie: „Widzę posprzątane klocki, starte biurko, książki na półce. Bardzo mnie to cieszy, brawo”. Zawsze warto docenić, że dziecko samo zapięło guziki sweterka czy wyniosło
śmieci.
Znaki nadopiekuńczości
Powie o niej zachowanie dziecka. Wystarczy obserwować. Jeśli dziecko zaczyna odmawiać samodzielnego wykonywania codziennych czynności, a każde nowe zadanie ignoruje, jeśli ciągle czeka, że ktoś za nie zapnie kurtkę, zawiąże buty, odstawi talerz, pomiesza herbatę – to trzeba się poważnie zastanowić, czy rodzicielska nadopiekuńczość nie zaczyna go przygniatać? Czy na pewno miało warunki, aby nauczyć się samodzielności i radzenia sobie z problemami?
Ważnym wyznacznikiem jest też samopoczucie rodziców. Jeśli w kontakcie z dzieckiem czują się ciągle wyczerpani, niezadowoleni, przeładowani obowiązkami, znękani ciągłymi prośbami czy żądaniami, to warto, aby przeanalizowali swoje postępowanie. Rodzic nadopiekuńczy to rodzic zmęczony.
Jakiś czas temu pracowałam jako wychowawczyni na kolonii. Pod koniec turnusu dzieci same nakładały sobie obiad, zamiatały, ścieliły łóżka, kąpały się. Wciąż pamiętam dziewięcioletnich chłopców z dużym zapałem piorących samodzielnie skarpetki w zlewie, gdy nie mieli już czystych. Dla niektórych moich podopiecznych to był ten pierwszy raz, kiedy wykonywali różne czynności samodzielnie, wspierani zachętami i pochwałami. Kiedy rodzice przyjechali odebrać dzieci z kolonii, część nie mogła wyjść ze zdumienia, że ich pociechy potrafią wykonywać tyle rzeczy.